W poprzednim wpisie dowodziłem, że ciężar utrzymania całego APARATU PAŃSTWOWEGO, czyli WŁADZY sensu stricto (sektora publicznego) oraz WSZYSTKICH, KTÓRZY WŁADZY SŁUŻĄ, dostarczając potrzebne do rządzenia dobra i usługi publiczne, ponoszą WYŁĄCZNIE dostawcy dóbr i usług prywatnych. I aby to zilustrować, posłużyłem się obrazem Atlasa dźwigającego kulę ziemską, a dołączone w odpowiednich miejscach tego obrazu etykiety miały precyzować, kto jest kim. Popełniłem tam jednak pewien błąd (mea culpa) polegający na pominięciu na etykietce dotyczącej sektora publicznego WŁADZY SAMORZĄDOWEJ wszystkich szczebli. Niniejszym błąd ten naprawiam, załączając odpowiednio zmodyfikowaną ilustrację. Mam nadzieję, że teraz nie będzie wątpliwości co do tego, kogo reprezentuje na ilustracji ATLAS, a kogo – to, co UTRZYMUJE on NA SWYCH BARKACH.
Ktoś jednak mógłby podnieść zarzut, że słabą stroną mojego dowodu jest to, że opieram się na modelu gospodarki bezpieniężnej, który – na dobrą sprawę – nigdy nie istniał w czystej postaci. Z badań historycznych wynika bowiem, że pierwsze formy pieniądza pojawiły się już przeszło trzy tysiące lat temu, zaś sam fakt zastosowania pieniądza i powstanie gospodarki kapitalistycznej opartej na podziale pracy i wymianie rynkowej – zdaniem ekonomistów głównego nurtu – powoduje, że mamy do czynienia z modelem gospodarki zupełnie odmiennym od gospodarki naturalnej. Tak więc to, co mogło być prawdziwe w odniesieniu do gospodarki naturalnej, nie ma – ich zdaniem – zastosowania do współczesnej gospodarki rynkowej.
Czas zatem najwyższy, aby wyjaśnić, jak moja teza, którą w całości podtrzymuję, ma się do NIEZAPRZECZALNEGO faktu, że podstawowym źródłem finansowania wszelkich wydatków sektora publicznego są płacone W PIENIĄDZU PODATKI, które mają charakter POWSZECHNY i płacą je WSZYSCY, a więc także ci, których zaliczyłem do dostawców dóbr i usług publicznych?
Zacznę od przypomnienia, że fakt wprowadzenia do gospodarki pieniądza NIE SPOWODOWAŁ ZMIANY CELU gospodarczej aktywności ludzi. Celem tym zawsze było i nadal jest zdobywanie przede wszystkim DÓBR, a w pewnym zakresie – także USŁUG dla zaspokojenia ich życiowych potrzeb po akceptowanym W DANYCH OKOLICZNOŚCIACH koszcie. Wprowadzenie pieniądza NIE ZMIENIŁO też w niczym faktu, że wszystko, czego rządzący potrzebują zarówno jako ludzie, jak i jako sprawujący władzę, POCHODZI OD PODDANYCH tej władzy.
Tym niemniej fakt, że sektor publiczny KUPUJE zdecydowaną większość potrzebnych mu dóbr i usług, zmienił SPOSÓB POSTRZEGANIA roli państwa w tym aspekcie. W modelu bezpieniężnym, gdy daniny publiczne były składane w naturze, żaden z dostawców dóbr prywatnych zobowiązany do ich dostarczenia władcy NIE DOSTAWAŁ NICZEGO W ZAMIAN. „Zapłatę” (w naturze) – jak to przedstawiałem poprzednio – dostawali jedynie dostawcy dóbr i usług publicznych. Obecnie zaś PIENIĘŻNY EKWIWALENT za dostarczone państwu dobra i usługi otrzymują zarówno dostawcy dóbr i usług publicznych, jak i dostawcy dóbr i usług prywatnych. To jest zatem pierwszy obszar, w którym widać różnicę między dawnym i współczesnym modelem gospodarki: We współczesnej gospodarce PAŃSTWO KUPUJE I PAŃSTWO PŁACI każdemu kontrahentowi na rynku. I dlatego właśnie powstaje WRAŻENIE, że państwo (sektor publiczny) jest takim samym uczestnikiem rynku jak pozostali i że traktuje wszystkich swoich kontrahentów w taki sam sposób.
Wrażenie takiego samego traktowania wszystkich obywateli przez współczesne państwo wzmacnia dodatkowo fakt wprowadzeniu powszechnego obowiązku podatkowego. Oznacza to, że do płacenia podatków zobowiązani są wszyscy z wyjątkiem tych, których z jakichś powodów na podstawie określonych przepisów prawa z tego obowiązku zwolniono. W rezultacie podatki płacą nie tylko ci, których określam tu mianem uczestników rynku dóbr i usług prywatnych, ale także wszyscy dostawcy dóbr i usług publicznych.
Ten fakt płacenia przez sektor publiczny EKWIWALENTU za wszelkie kupowane na rynku dobra i usługi, w połączeniu z ZASADĄ POWSZECHNOŚCI obciążeń podatkowych, WYWOŁUJE WRAŻENIE, że – w przeciwieństwie do gospodarki naturalnej – w pieniężnej gospodarce rynkowej koszty funkcjonowania tego sektora ponoszą wszyscy podatnicy w proporcjach wynikających z obowiązującego prawa podatkowego. W rzeczywistości jednak nic się w tej materii nie zmieniło.
Aby to wykazać w sposób w miarę jasny dla nie-ekonomistów, ale zarazem przekonujący, posłużę się przykładem „z życia” , który dobrze oddaje istotę problemu. Przyjrzyjmy się w tym celu klasycznemu do niedawna modelowi rodziny, w której mąż i ojciec PRACUJE ZAROBKOWO, aby „zarabiać pieniądze” natomiast żona i matka zajmuje się prowadzeniem domu. Znany jest – jak sądzę – żart, że głową takiej rodziny jest wprawdzie mąż, ale głową tą kręci szyja, czyli żona. Wykorzystam tu ten żart, ponieważ w pełni oddaje on zarówno istotę STOSUNKÓW EKONOMICZNYCH panujących w takiej rodzinie, jak i tych, które panują w układzie społecznym zwanym państwem. Zdaniem filozofów polityki, SUWERENEM JEST W DEMOKRACJI LUD. Problem polega jednak na tym, że lud ten PODLEGA WŁADZY PAŃSTWOWEJ, którą – niczym mąż żonę – sam dobrowolnie sobie wybiera. I niechby się tej władzy sprzeciwił, to – niczym głowa rodziny – zostanie przykładnie ukarany przez „szyję”, która dysponuje całym wachlarzem skutecznych sposobów dyscyplinujących buntownika. Toteż i w jednym, i w drugim wypadku raczej rzadko dochodzi do otwartego buntu. Nie o sprawę ewentualnego buntu jednak tu chodzi, lecz o kwestię TAKICH SAMYCH ZALEŻNOŚCI EKONOMICZNYCH, jakie panują w obu tych układach społecznych, czyli i w państwie, i w rodzinie.
Jedynym źródłem dochodów w rozważanym tu modelu rodziny jest gospodarcza działalność męża, której CELEM jest osiąganie DOCHODÓW ZE SPRZEDAŻY OSOBOM SPOZA TEJ RODZINY albo jakichś towarów albo własnych usług. Dla istoty sprawy nie ma żadnego znaczenia, czym on się zajmuje. Nie ma też znaczenia, jak wielką część osiąganych dochodów (domyślnie – całość) musi on oddać żonie na utrzymanie rodziny. Ważne jest jedynie to, że ta część dochodów jest jedynym źródłem finansowania zakupów przez rządzącą „szyję”. Jeżeli wykluczymy jakiekolwiek inne źródła dochodów żony, przejęta przez nią od męża kwota wyznacza maksymalną sumę możliwych do sfinansowania przez nią wydatków. Dokładnie tak samo wygląda problem źródła dochodów państwa (sektora publicznego); są nim dochody poszczególnych obywateli osiągane ze sprzedaży innym obywatelom własnych DÓBR I USŁUG PRYWATNYCH.
Jest oczywiste, że gros wydatków dokonywanych przez żonę zostanie przeznaczone na „życie”, czyli na zakup DÓBR I USŁUG PRYWATNYCH. Mogą się jednak pojawić i inne, na przykład wydatki na pomoc domową, która odciąży ją od niektórych obowiązków, umożliwiając poświęcenie większej ilości czasu dla siebie i na „życie rodzinne”. Zatrudnienie takiej pomocy można tu potraktować jako odpowiednik zakupu DÓBR I USŁUG PUBLICZNYCH przez państwo (sektor publiczny). Zarówno w wypadku rodziny, jak i w wypadku państwa, są to bowiem dobra i usługi potrzebne do sprawnego działania każdego z tych układów, czyli do rządzenia.
Warto na marginesie podkreślić, że nie mówię tu o PRACY NA RZECZ RODZINY, lecz o FINANSOWANIU KOSZTÓW ZAKUPÓW. Jest bowiem oczywiste, że w tym rodzinnym układzie MĄŻ PRACUJE ZAROBKOWO, aby móc kupować dobra i usługi rynkowe, natomiast ŻONA PRACUJE NIEZAROBKOWO, zarządzając całym układem, aby zaspokajać te potrzeby rodziny, które nie wymagają wydatków lub też nie da się ich zaspokoić dobrami i usługami kupowanymi na rynku. Takiego podziału ról nie ma oczywiście w państwie i dlatego ta analogia nie jest to końca trafna. Mimo to jednak dobrze oddaje istotę rozważanego tu problemu.
Jak dotąd, nie ma żadnej wątpliwości, że zarówno wydatki żony „na życie” (dobra i usługi prywatne), jak i wydatki na pomoc domową (dobra i usługi publiczne) są finansowane w takiej rodzinie z dochodów jej „głowy”, czyli męża. Ta „głowa” ponosi więc w całości KOSZTY FINANSOWANIA wydatków całej rodziny. Gdyby więc na załączonej wyżej ilustracji zmienić nieco etykietki, to mielibyśmy klarowny obraz stosunków panujących w rozważanej tu rodzinie. Atlasem byłaby wtedy „głowa” rodziny, a dźwigana przez niego kula ziemska mogłaby symbolizować żonę, która dla sprawniejszego zarządzania całą rodziną korzysta w jakimś stopniu z usług pomocy domowej.
I tu dochodzimy do sedna rozważanego problemu, czyli sprawy dowodu postawionej w poprzednim wpisie tezy, że koszty utrzymania całego aparatu władzy oraz wszystkich, którzy jej służą, ponoszą wyłącznie uczestnicy sektora produkcji i wymiany dóbr i usług prywatnych. Pomijając wszelkie inne kwestie, warto rozważyć, jakie skutki EKONOMICZNE przyniosłoby w tym układzie rodzinnym wprowadzenie przez żonę – oprócz „podatku” pobieranego na koszty utrzymania rodziny od dochodów męża – „opodatkowania” także dochodów uzyskiwanych przez osobę świadczącą usługi pomocy domowej. Czy taki „podatek” (pomijając oczywiście kwestię jego legalności i absurdalność takiej sytuacji) zwiększyłby choć o grosz dochody do dyspozycji owej żony? Czy powodowałby zmniejszenie obciążenia męża FINANSOWYMI kosztami utrzymania rodziny? Jest jasne, że środki z takiego „podatku” żona mogłaby wydać na dowolny cel. To jednak w niczym by nie zmieniło faktu, że WSZYSTKIE WYDATKI SĄ FINANSOWANE w tej rodzinie Z DOCHODÓW MĘŻA.
I dokładnie taki sam SKUTEK EKONOMICZNY – zachowując wszelkie proporcje – ma opodatkowanie przez państwo DOCHODÓW DOSTAWCÓW DÓBR I USŁUG PUBLICZNYCH. Podatki przez nich płacone to kwoty, które najpierw zawarte są w cenie płaconej przez sektor publiczny za dostarczane mu dobra i usługi publiczne, by potem wrócić tam w postaci różnych należnych podatków. W sensie ekonomicznym przepływają więc „jałowo” w dwie strony, nie powiększając ani o grosz ŁĄCZNYCH DOCHODÓW SEKTORA PUBLICZNEGO jako całości, czyli sektora rządowego i samorządowego razem wziętych. Nie zmieniają też w niczym faktu, że CAŁOŚĆ WYDATKÓW SEKTORA PUBLICZNEGO JEST FINANSOWANA PRZEZ DOSTAWCÓW DÓBR I USŁUG PRYWATNYCH. A ponieważ część tych wydatków jest przeznaczona NA ZAKUP DÓBR I USŁUG PUBLICZNYCH, więc za dowiedzioną uważam tezę, że
CAŁY SEKTOR PUBLICZNY ORAZ SEKTOR PRODUKCJI DÓBR I USŁUG PUBLICZNYCH JEST UTRZYMYWANY Z DOCHODÓW SEKTORA PRODUKCJI I SPRZEDAŻY DÓBR I USŁUG PRYWATNYCH.
Odpowiedzi na pytanie, czemu w takim razie służy powszechny obowiązek podatkowy, skoro tylko podatki płacone przez SEKTOR PRODUKCJI DÓBR I USŁUG PRYWATNYCH MAJĄ SENS EKONOMICZNY, i wielu innym wynikającym z tego problemom zostaną poświęcone następne wpisy.
Źródło oryginalnego obrazu: MAN_Atlante_fronte_1040572.JPG (2112×2816) (wikimedia.org)